sobota, 5 lutego 2011

Zaczęło się od wizyty Agnieszki ...

Nio właśnie. Wpadła do mnie pod koniec października sąsiadka, cobym ją nauczyła czytać szydełkowe wzory z gazetki ...

Postanowiła spróbować. No i pożyczyć chciała ode mnie szydełko i kordonek ... A, że miałam kilka sprzed dziesięciu lat tom jej pożyczyła i ... przypomniałam sobie jak to fajnie jest supłać sobie coś tam do domu .

 I tak mnie wciągnęło, że szok. Zrobiłam w biegu (miesiąc biegłam) serwetę mężowi pod choinkę
, a później ... szukając jakiś ciekawych wzorów w necie natknęłam się na wzory frywolitek!
I mnie oczarowały! Oczywiście czółenka nie posiadałam, a i wywijanie nim wydawało mi się czarną magią, ale miałam igłę - zwykłą i dość grubą i spróbowałam na tej igle. Efekt - jak tak teraz patrzę - straszny był, ale mnie, początkującej koronczarce wydał się rewelacyjny. No i od pierwszego stycznia sobie dłubię. Nakupiłam kordonków kilkanaście motków , później wyciągnęłam koraliki, których zapas (kilo) leżał sobie w szafie równo rok.
I zaczęłam te koraliki pomiędzy nitki wciągać no i tak powstały moje prototypy wisiorków, kolczyków i bransoletek ... Prototypy bom wzory czerpała z fragmentów opublikowanych w necie serwetek frywolitkowych, a moim pomysłem było odpowiednie umiejscowienie koralika. Do dziś skończyłam tylko jedną kolię - naszyjnik... w kolorze ecru. Wszystkie inne zaczęte robótki są próbkami - nici, zestawień, wzorów.
Oczywiście -  w międzyczasie -  zdążyłam zastąpić zwykłą igłę na  tę prawdziwą do frywolitki - numer 7(0,7 mm), mam też igłę do koralików o grubości 0,3 mm, którą wczoraj zaczęłam supłać kordonek chusteczkowy (czyli najcieńszy). Nie omieszkałam dokupić sobie kolejnego kilograma koralików i innych elementów potrzebnych do stworzenia biżuterii, bo moje dwie koleżanki zawinszowały sobie na urodziny komplety frywolne. I tym sposobem mam  następne "skarby " w kolejnym koszu - skrzyni ...

Bo mam już - największy kosz z asortymentem do pisania ikon, ciut mniejszy kosz z farbami i pędzlami do malowania akwarelą... SROKA!
Żeby było ciekawiej natknęłam się na sutasz w necie no i już mam pomysł na pierwszy wisior - i MUSIAŁAM zamówić sznurek, skoro mam koraliki i igłę do nich to powinnam sobie z haflem sutasz poradzić ... prawda? :D:D:D
Sznurki dolecą w poniedziałek, bo w piątek wyleciały ze sklepu priorytetem.
W międzyczasie wróciłam do akwareli, bo dzień coraz dłuższy to i malować mogę... i tak - akwarela schnie - ja plączę - odkładam, maluję - zaś plączę a wieczorem, w łóżku zasnąć nie mogę bo układam sobie w głowie jak ja ten wisiorek sutaszowy w praktyce wydziergam ... bo jakoś powinno to być spasowane i elegancko wykonane, a ja mam tylko dwie dłonie i jedno oko (bo drugie nie chce pracować) no i z tą precyzją może być gorzej, więc wymyślam jak sobie ułatwić pracę .... Pierwszy wisior sprezentuję Stokrocie - z wdzięczności i z radością .

I tyle na powitanie

Pozdrawiam serdecznie Gości

2 komentarze: